Fabryka Endorfin miała być szczęśliwym blogiem. Bez ograniczeń typu: minimum 500 słów, zabawna puenta, zdjęcie wielkości akapitu, które je poprzedza; krótki tytuł, tylko tematy na czasie. Czyste szczęście. Ale ile można pisać o szczęściu? I właściwie jak, jeśli jest się młodszym 8,76 razy od firmy produkującej czekoladę, która leży obok?
Przecież podobno w tym wieku nie ma się pojęcia o życiu. Za mało wychowanych dzieci i przeczytanych cytatów Paulo Coelho :/
Więc zaczęłam pisać po prostu o tym co lubię (czyli daje szczęście). Dlatego przewijają się tu teksty o tym co widziałam, gdzie byłam, co jadłam i że jest fajnie. Czasem wpis składa się z kilkudziesięciu zdjęć, czasem jest to przepis, recenzja, albo relacja z podróży. A teraz przewińcie stronę trochę w dół i zobaczcie, które wpisy są najczęściej czytane. 3/5 dotyczą blogów. (Nawiasem mówiąc: Wciąż nie wiem dlaczego To miejsce na mapie się tak wybiło - przez kilka dni nie miało tytułu, wstęp ma 4 akapity, zdjęcia wyjątkowo nie są moje). Wyciągnęłam wnioski. Dzisiaj znowu poobserwujemy blogosferę. Dokładniej jej damską część.