Seria wpisów oglądamy (wcześniej "do oglądania") to nie zbiór recenzji z fachową opinią o grze aktorskiej i montażu. Nie znam się na tym, ale lubię oglądać filmy. Tu są tylko moje świeże przemyślenia nawet nie próbujące udawać porządnych recenzji. Chcę Wam ułatwić wybór przedstawiając te filmy, których nie wyłączyłam po 10 minutach.
Czarny łabędź
Nina (Natalie Portman) jest baletnicą. Poznajemy ją gdy walczy o zagranie głównej roli- białego i czarnego łabędzia w balecie Piotra Czajkowskiego "Jeziorze Łabędzi". Dziewczyna jest ambitna, spokojna i ułożona. Mieszka tylko z apodyktyczną matką (byłą baletnicą, po której prawdopodobnie "odziedziczyła" pasję). Jej różowy pokój z masą pluszaków i białymi mebelkami nawet dla mnie jest za słodki. Nina idealnie pasuje do roli białego łabędzia. Zagranie czarnego- podstępnego, pewnego siebie, uwodzicielskiego sprawia jej wielki problem. Ale ona dąży do perfekcji i nawet nie zauważa, gdy historia z baletu Czajkowskiego przestaje być tylko fikcyjną bajeczką o łabędziach.
Zdjęcie pochodzi z dawnych czasów, gdy podczas Świąt padał śnieg, po wieczerzy wigilijnej były prezenty, a zaraz potem- kolędowanie. Ta tajemnicza nazwa oznacza tradycję, wedle której przebrane dzieci (ja zawsze byłam pastuszkiem, albo murzynkiem (!), a jak byłam malutka to strasznie się bałam śmierci z kosą) chodzą do okolicznych domów, śpiewają kolędy, mówią wierszyki, składają życzenia i dostają za to cukierki i drobne pieniądze. Zjawisko to jest dalej obecne w niektórych miejscowościach. Z przykrością stwierdzam, że nie we Wrocławiu, bo "wypłata" była warta chodzenia dwóch godzin w ciemnościach, po mrozie, w śmiesznych czapkach znalezionych w dziadkowej szafie.
W tamtym roku w ogóle zapomniałam wysłać kartki. W tym mam kilka dni wolnego przed Świętami, więc nie dość że zamierzam je wysłać, to jeszcze zrobić. Moje zdolności artystyczne są bardzo przeciętne, dlatego ograniczyłam się do trójkątów i nadziei, że chociaż moje dobre chęci zostaną docenione. Przedstawiam kilka moich, dość minimalistycznych, a zarazem bardzo tanich pomysłów oraz inspiracje znalezione w internecie.
Dobry wieczór! Zima jest najmniej lubianą przeze mnie porą roku, ale jako że tytuł bloga zobowiązuje do nie marudzenia, to za Pollyanną znalazłam plus w jednym z największych jej (zimy) minusów. (Odwrotnie robiłam podczas ukochanej wiosny). Dzień jest krótki. Jadę do szkoły przed wschodem Słońca, wracam o zachodzie. Coraz rzadziej chodzę na dłuższe spacery, albo rolki. Poza tym bez naturalnego światła jest ponuro, smętnie, demotywująco, no i kości się łamią. Ale jest jedna wielka zaleta- nocne miasto za dnia! Wygląda zupełnie inaczej niż przed zachodem Słońca- majestatycznie, mrocznie, abstrakcyjnie, świątecznie- w zależności od miejsca i przede wszystkim oświetlenia. A na nie władze Wrocławia nie oszczędzają pieniędzy podatników.
Zapraszam na nocny spacer po najważniejszych miejscach we Wrocławiu.
Trzeba zacząć myśleć o prezentach. Przydałby się też nowy, ciepły sweter. Telefon właściwie też już ledwo zipie. No i muszę w końcu kupić torbę na aparat!
Tylko skąd wziąć na to wszystko pieniądze jeśli nikt nie chce zatrudnić 17-latki? Tym bardziej tylko na weekendy. Jednak jest kilka takich "prac".
Wychowałam się na słuchowiskach radiowych. Każdy mój wieczór wyglądał tak samo: "Wieczorynka" w telewizji, mycie zębów, przebranie się w piżamę, modlitwa, "Radio Dzieciom". Najpierw była audycja radiowa na jakiś temat, piosenki i zagadki. Kto dodzwonił się do radia i dobrze odpowiedział mógł wygrać nagrody. Paczka z "Jedynki" dotarła do mojego domu chyba 5 razy. Większość książek z tamtego okresu życia wygrałam albo w radiu, albo innym konkursie.
A ja nawet nie mogę być posłuszna, bo jestem dzieckiem ;ccc
Czy mimo braku mojego głosu, wygra wybory samorządowe dowiemy się niedługo (lepiej nie podawać dokładnych dat). Na razie życzę tym biedakom, którym tydzień zajęło policzenie głosów- kolorowych snów.
Ale przynajmniej znamy skład Rady Miejskiej Wrocławia! Gratulacje dla KWW Rafał Dutkiewicz z Platformą! Wczoraj robiłam porządki i miałam wyrzucić wszystkie ulotki namiętne wkładane mi do rąk (najczęściej pod Biedronkami) i do skrzynki pocztowej. Ale najpierw zerknęłam na obietnice wyborcze. Nawet kilka spisałam. Może przydadzą się nowym radnym. W końcu przez 5 lat można sporo zapomnieć.
Dzisiaj strzelam sobie w kolano. Pokaże Wam moje ulubione blogi, czyli miejsca w internecie, które pochłonęły kilkadziesiąt godzin mojego życia i które sprawiły, że też zaczęłam pisać. Mam nadzieję, że jak już się zachwycicie to jeszcze kiedyś do mnie wrócicie.
Ciągle się rozwija, ale nadal pozostaje kameralnym blogiem, którego od początku odwiedziło tyle osób, ile wchodzi na co lepsze wpisy Fashionelki. Także za eksperta nie mogę się uważać, ale popełniłam tyle błędów, że jakieś doświadczenie zdobyłam. Mam nadzieję, że dzięki moim radom, pomogę tym, którzy dopiero założyli swoje internetowe pamiętniczki nie powielać najczęstszych błędów. A może i starzy wyjadacze znajdą coś dla siebie. Rady przeznaczone głównie dla mających blogi na blogspocie. Skupię się na dwóch rzeczach: wyglądzie i promocji.
Za chwilę poznacie przepis na pyszny, rozgrzewający napój. Składniki są obecnie tanie i ogólnodostępne, bo jesienne. Wzmacniają też nasze organizmy, a to właśnie w tej porze roku jesteśmy najbardziej narażeni na przeziębienia. Zanim więc przepis, poznajcie jego bohaterów i ich właściwości!
Jabłka- zawierają pektyny, które oczyszczają organizm z substancji trujących, witaminę C, która jesienią jest gwiazdą wśród witamin, potas poprawiający pracę układu nerwowego i serca oraz dawkę patriotyzmu ;)
Liście ciągle spadają, do domu wracam w nocy, zaczęłam chodzić w czapce. To znaki, że nadszedł listopad i powinnam podsumować poprzedni miesiąc. Tym razem przyjmę jednak inną koncepcję. Tak jak w życiu postanowiłam się skupić na kilku kwestiach, tak też w tym podsumowaniu nie będę opisywać wszystkiego. Postawię na kulturę ;)
Napisałam piękny wstęp na 650 znaków, ale kogo interesuje, że zjadłam schabowego i poszłam spać po szkole? Jedno kliknięcie i tabula rasa. Zostawiam tylko ostatnie zdanie z ex-wstępu.
NIE UMIEM SIĘ SKONCENTROWAĆ NA NAUCE
Nawet wiem czemu.
1. Mam ciekawsze rzeczy do robienia.
Wracam do domu tramwajem. Wyjątkowo nawet mogę rozsiąść się na plastikowym, czerwonym krześle. Z czystym sumieniem, bo w obrębie wzroku żadnej smutnej staruszki.
NIE UMIEM SIĘ SKONCENTROWAĆ NA NAUCE
Nawet wiem czemu.
1. Mam ciekawsze rzeczy do robienia.
Wracam do domu tramwajem. Wyjątkowo nawet mogę rozsiąść się na plastikowym, czerwonym krześle. Z czystym sumieniem, bo w obrębie wzroku żadnej smutnej staruszki.
Kategoria "film" w blogosferze stała się ostatnio monotematyczna. "Miasto 44" i "Bogowie". Oba polskie. Który wybrać?
Wciąż nie odzyskałam zaufania do filmów wojennych po "Kamieniach na szaniec". Profesora Religę kojarzę z czasów, gdy namiętnie oglądałam programy publicystyczne. Był ministrem zdrowia i wypowiadał się na temat ptasiej grypy. Nie pamiętam dlaczego, ale stwierdziłam, że nie lubię tego "dziadka".
Miałam już legalne konto na facebooku, gdy scrollując setki kwejków oraz głębokich wpisów i cytatów wrzuconych przez innych gimnazjalistów, mój palec wskazujący odmówił pracy.
Wsiadam do piątki. Wyciągam notatnik i słuchawki. Mam pomysł na tekst. Jeszcze tylko sprawdzę, czy kreski namalowane przed wyjściem nie odbiły się na górnej powiece. Lusterko? Po co? Duży ekran telefonu też się sprawdza. Zaraz, gdzie on jest?
Nie! Został na łóżku. Spokojnie, 5 lat temu ludzie radzili sobie bez smartfonów. Jeden dzień chyba wytrzymasz. Zajmij się pisaniem.
-Ej, kasztany dojrzewają.
-No nie, to znaczy że wakacje się kończą. Znowu do szkoły.
-Nie lubię jesieni. Znowu będzie zimno, ciemno i brzydko.
Kasztany dojrzały i spadły. Moi bracia zrobili z nich zwierzątka. A ja zrobiłam kilka zdjęć tej brzydkiej, szarej jesieni. Jeśli jeszcze nie włączyłeś Niemena, to kliknij odtwarzacz na górze wpisu, zobacz że jesień jest piękna, a później już bez Czesława wyjdź na dwór.
Są takie dni, gdy wszystko się udaje. Mleko się nie przypala, znajdujesz gaz pieprzowy, który zgubiłaś pół roku temu, mimo że wcale go nie szukałaś. Wchodzisz na statystyki bloga i okazuje się, że ktoś na niego wchodzi, nawet gdy ty tego nie robisz. Ba, dostajesz bardzo miły komentarz od jednej z (twoim zdaniem) najlepszych polskich blogerek, a na ktoś inny nominuje Fabrykę blogiem miesiąca.
Ludzie zapominają, że cię nie lubią i stos książek "do przeczytania" rośnie, bo zamiast spędzać wieczory z Margo, Kmicicem, Marilyn i Cathy, przegadujesz je z żywymi ludźmi.
Nawet gdy próbujesz związać włosy w niedbały kok, z zaskoczeniem stwierdzasz, że masz na głowie kokardkę!
Szczęście nie jest linią ciągłą.
Chociaż mój styl życia nie zmienia się z dnia na dzień, to często mam tak, że na przykład, w poniedziałek jestem bardzo szczęśliwa, a we wtorek nic mi się nie chce. Wciąż szukam recepty na szczęście- takie ciągłe. Dziś znam tylko kilka przepisów na endorfiny.
Uśmiechnęła się do wschodzącego coraz wyżej słońca. Przygotowała ręcznik i wodę. Włączyła timer.
Wystartowała.
-Przebiegnę maraton- pomyślała Marta.
I biegła czując rosę na bosych stopach. Jedno, drugie, dziesiąte okrążenie wokół domu. Sąsiad z litością spojrzał na spoconą i zdyszaną dziewięciolatkę w krótkich, zielonych spodenkach i niebieskiej koszulce poplamionej mlekiem. Ale ona go nie zauważyła. Widziała tylko zwycięstwo i tłum wiwatujących ludzi.
1. Brama brandenburska
Obowiązkowe zdjęcie na tle symbolu Niemiec zaliczone. Co poza nią warto zobaczyć w Berlinie? Postaram się iść w miarę po kolei.
Czas na comiesięczne przypomnienie wydarzeń z ostatnich 31 dni.
Z tego miesiąca najbardziej zapamiętam pracę. Może niezbyt ambitną i słabo płatną, ale pierwszą. Na lepsze przyjdzie czas ;) Wypłaty jeszcze nie dostałam, ale wyniosłam inne profity. Umiem obsługiwać kasę fiskalną, rozmawiać z klientami, zorganizować sobie czas i zyskałam nowe przyzwyczajenie- częściej sprzątam :D Poza znaną wam już przygodą z Fresh Marketu, 3 razy pracowałam w budce z fast-foodem na stadionie. Poznałam tam bardzo fajnych ludzi, a i praca nie taka ciężka, więc pewnie jeszcze nie raz kibice będą mieli okazję kupić grzankę u dziewczynki w warkoczykach.
Back to school. To teraz najpopularniejszy temat wśród blogerek, które chodzą jeszcze do szkoły. Wiem, że bardzo czekaliście na ten wpis, ale niestety nie pokażę wam mojej nowej, ślicznej różowej wyprawki (Noo, dobra. Mam piórnik w babeczki), ani nie napiszę, że kalendarz jest bardzo ważny (bo już o tym pisałam ;)). Proponuję za to temat, który będzie modny za 4 miesiące. Noworoczne postanowienia. W końcu mamy nowy rok. Szkolny, którego nikt fajerwerkami nie wita, ale każdy początek jest dobry, dla wariatki planująco-podsumowującej.
Pojechałam do Berlina z mglistym wyobrażeniem o tym mieście, ciekawością i koleżanką. Wróciłam pełna wrażeń i opinii. Może nie do końca poprawnymi, bo ciężko je wyrobić w 3 dni, ale dzięki nim powstaje właśnie jeden z lepszych moich wpisów. Widocznie jestem mało światowa, bo dziwiłam się na każdym kroku. Dlatego ta notka będzie długa. Pisałam ją tydzień, w 90% w tramwajach, o kosmicznej godzinie 5 rano. Więc żeby nie przedłużać, kończę wstęp.
1. Nie jest idealnie
Tyle się nasłuchałam jak w Niemczech jest czysto i estetycznie. Faktycznie będąc w okolicach Schwarzwaldu byłam zachwycona. Jedak w Berlinie, w pierwszym pociągu, do którego wsiadłyśmy zobaczyłyśmy (i niestety poczułyśmy) wielką plamę żółtej cieczy wiadomego pochodzenia. Później nie raz widziałyśmy szokujące przecież w tym pedantycznym kraju śmieci albo końską kupę na reprezentacyjnej ulicy Berlina. Nie odczułam niemieckiego pedantyzmu, ale może dlatego, że...
12 sierpnia wtorek
Po
dniu przerwy z nową energią wróciłam do pracy. Nie dogadaliśmy się z
szefem, który powiedział, że mam przyjść "na rano". No to przed 6 byłam
pod sklepem. Okazało się, że miałam być na 8 :D
Na
szczęście nie musiałam wracać. Dzisiaj pracowało się fajnie. 8 godzin
szybko minęło. Dostawa przyszła chwilę przed końcem mojej zmiany, więc
się nie nadźwigałam.
6 sierpnia środa
Tak! Nareszcie ktoś chce mnie zatrudnić mimo wszystkich trzech problemów jakie stwarzam! Co prawda znajomi odradzają pracę we Fresh Markecie, a sklep jest daleko, ale mam pierwszą pracę w życiu! Zaczynam w piątek. O szóstej.
"W pewne wtorkowe popołudnie w lutym 2008 roku Starbucks zamknął wszystkie swoje lokale w Stanach Zjednoczonych. Informacja wywieszona na 7100 zamkniętych drzwiach głosiła:
Potrzebujemy trochę czasu, by ulepszyć nasze espresso. Przygotowanie dobrego espresso wymaga wprawy. Dlatego też postanowiliśmy poświęcić się udoskonaleniu tej sztuki."
Te zdania przeczytałam na tylnej okładce książki widocznej na zdjęciu, napisanej przez Howarda Schultza- właściciela Starbucksa. Zdałam sobie sprawę, że nie wiem nic o najpopularniejszej sieci kawiarni na świecie, oprócz tego, że kawa kosztuje ok. 16 zł i jest podawana w podpisanych kubkach z zieloną syreną, które często widzę na instagramie. Sięgnęłam po tę książkę. Przeczytałam. A częścią zdobytej wiedzy podzielę się tu, bo fajnie jest wiedzieć skąd się wzięło frappucino, kawa Pike Place Roast i sukces Starbucksa.
Wakacyjna praca miała być nowym doświadczeniem, zajęciem na sierpień i
źródłem dochodu na jedną z czterech rzeczy, o których myślę od dłuższego
czasu. Wysłałam 28 CV, byłam w 11 miejscach i na 3 rozmowach kwalifikacyjnych. Takie statystyki odnotowałam przez ostatnie kilka dni. Nie mam dużych wymagań, nie potrzebuję pilnie pieniędzy. Szukałam w sklepach, kawiarniach, biurach. Nie raz byłabym o krok od podpisania umowy, gdyby nie jeden z 3 problemów.
Naprawdę dziwię się bezrobotnym. Od tygodnia bardzo intensywnie szukam pracy i widzę, że ofert jest mnóstwo! Wystarczy przejść się po wrocławskim Starym Mieście. Co czwarta restauracja potrzebuje kogoś na zmywak, albo kelnera; bardzo dużo sklepów poszukuje kasjerów, albo ludzi do wykładania towaru. Mówię tu o najprostszych pracach, niewymagających wykształcenia, ani doświadczenia. Jasne, pieniędzy z tego niewiele, ale czy nie lepiej zacząć w końcu na siebie zarabiać, niż żyć na łasce państwa i podatników? Podnieść standard życia chociaż o te kilkaset złotych.
Dopiero co się zaczęły, a już mniej, niż więcej, do ich zakończenia.
Dopiero oglądając zdjęcia pocieszyłam się, że te wakacje nie przeleciały
mi między palcami. Nawet jeśli na początku spędzałam je w mieście. Postanowiłam cieszyć się z każdego dnia i być wdzięczną za przynajmniej jedną rzecz, którą potem wrzucałam na instagram i tagowałam #happyholidays.
W końcu ja i moi przyjaciele mieliśmy czas na nadrabianie straconych spotkań, testowanie wrocławskich lodziarni, wycieczki rowerowe i zakupy. W ogródku pojawiły się ulubione poziomki, a w lesie jagody. Szkoda, że wysypałam połowę jagód z wiaderka, ale z reszty robiłam koktajle i mrożone jogurty, które były niezastąpione podczas upalnych Ferien auf Balkonien.
W końcu ja i moi przyjaciele mieliśmy czas na nadrabianie straconych spotkań, testowanie wrocławskich lodziarni, wycieczki rowerowe i zakupy. W ogródku pojawiły się ulubione poziomki, a w lesie jagody. Szkoda, że wysypałam połowę jagód z wiaderka, ale z reszty robiłam koktajle i mrożone jogurty, które były niezastąpione podczas upalnych Ferien auf Balkonien.
Od razu mówię- Ta notka nic nie wniesie do Twojego życia.
Nie lubię się tłumaczyć, ale jednak to zrobię. To nie tak, że brak weny, chęci i czasu. Po prostu przez prawie cały lipiec nie miałam ze sobą komputera, o wifi nie wspominając. Moją obecność w internecie ograniczyłam do instagrama. Stamtąd można dowiedzieć się co aktualnie u mnie, gdy na blogu cisza. Specjalnie nie podlinkowałam wirtualnego albumu, bo już w kolejnym wpisie na podstawie kwadratowych zdjęć zabiorę was na moje wakacje.
Rok temu w Fabryce pojawiła się pierwsza endorfinka. Dzisiaj jest ich już 91. Setną zamierzałam napisać dokładnie w rocznicę, ale moje wakacyjne plany tak się ułożyły, że pierwszy raz od prawie miesiąca stukam w klawiaturę laptopa. Jestem w Kodniu, siedzę pod orzechowcem. Tu się zaczęło. Tu opublikowałam pierwszy wpis. Właściwie trochę dalej, łapiąc wifi u cioci. Postanowiłam pisać co najmniej miesiąc. Dzięki wsparciu czytelników (w większości znajomych i rodziny) wciąż piszę.
Coś jest nie tak. Nie miałam czasu, mało spałam, do domu wracałam po zmierzchu, ale notkę na bloga potrafiłam napisać nawet w tramwaju. Teraz mam wakacje, śpię 3 godziny dłużej, nic nie muszę. Warunki mam prawie idealne- cisza, czysty pokój, wygodna pufa, zapach róż i jedzonko pod nosem. Dlaczego więc nie potrafię napisać małego głupiego wpisu?
Czerwiec- lato, wakacje, najdłuższe dni. Czego pragnąć więcej? Jednak ten miesiąc mojego życia nie należy do najbardziej udanych. Wytwarzałam za mało endorfin, miałam gorsze dni. Ale zgodnie z filozofią sinusoidy teraz będzie tylko lepiej :)
Co nie znaczy, że cały czerwiec siedziałam w domu i płakałam w poduszkę...
Tak! Pojechałam na pierwszą dłuższą niż jeden dzień wycieczkę z klasą od 7 lat! I nawet nie na wieś, a do stolicy, która jeśli wierzyć przerwanej w połowie anegdotce pana przewodnika, była kiedyś gęstym lasem. Dziś jest jednym z piękniejszych miast, jakie widziałam.
Jestem osobą mocno wybredną jeśli chodzi o filmy. W tym tygodniu oglądałam 4 i ani jednego nie zobaczyłam w całości. Dopiero, gdy zobaczyłam plakat do "Gwiazd naszych wina" byłam pewna, że nie zakończę znowu oglądania w połowie. Nawet nie byłoby to możliwe, bo głupio tak wychodzić z kina.
Książkę Johna Greena czytałam tydzień przed egzaminami semestralnymi. Była to pierwsza powieść, którą przeczytałam w całości w formie elektronicznej. Nie był to najlepszy wybór, bo prawie utopiłam telefon w łzach. Z jednaj strony miałam wtedy nienajlepszy humor, z drugiej- fabuła naprawdę porusza.
Piątek trzynastego, idealny czas na rolki po zachodzie słońca. Robię zdjęcie naszej życiodajnej gwieździe i jadę przed siebie. Stop. Znowu Słońce? Tylko czemu jakieś zgaszone?
Nie no, świetnie, samotne wycieczki w pełnię to nie jest najlepszy pomysł. Przynajmniej tak piszą na dole tego postu. Po namyśle stwierdzam jednak, że to pomysł wspaniały, bo rzadko kiedy widzę wschodzący księżyc, w dodatku w pełni. Jest wtedy ogromny! Z tego powodu sprawdzam wschód na następny dzień i o godz. 21 uzbrojona w rolki i aparat wychodzę na dwór.
ikea.com |
Chyba nie muszę nikomu przedstawiać stolika LACK i Ikei. Ten kosztujący niecałe 20 zł. Mebel ma co trzecia znana mi osoba i prawie każdy student (obserwacje przeprowadziłam szukając z kuzynkami-studentkami mieszkania do wynajęcia).
Ja też byłam posiadaczką czarnego egzemplarza. BYŁAM, bo moja miłość do jasnych mebli nie akceptowała czarnego stolika obok wymarzonego, kremowego łóżka. Niby mogłam sobie kupić nowy stolik w odpowiednim kolorze, ale że została mi farba z przemalowywania krzesła, podjęłam się wyzwania wybielenia mojego stolika.
Jeśli też chcecie pójść śladami Michaela Jacksona, albo moimi to nic prostszego. Spójrzcie na instrukcje poniżej i do roboty! :)
Z cieplejszymi dniami w McDonaldsie pojawiła się nowa, bezmięsna oferta. Mrożone kawy i koktajle kuszą w upały. Mnie skusiło ananasowo-mangowe smoothie. Wstyd przyznać, ale pierwszy raz coś takiego piłam. Moje kubki smakowe nie polubiły tego smaku, ale reszta mnie była szczęśliwa, bo w końcu się ochłodziła.
Z przyjaciółką stwierdziłyśmy, że ten napój za 9 złotych możemy bez problemu zrobić w domu. Nawet wpadłyśmy na pomysł, jak pokruszyć lód nie tępiąc żadnego sprzętu.
Półrecenzja filmu " Kamienie na Szaniec". Gimnazjalisto PRZECZYTAJ lekturę.
By Marta Deląg - 21:59
W marcu tego roku na dużym ekranie pojawiła się ekranizacja mojej ulubionej lektury. Szkoły pielgrzymowały do kin i każda blogerka-gimnzjalistka musiała zamieścić recenzję w swoim wirtualnym pamiętniczku. Ja ciągle odkładałam rezerwację biletu, aż w końcu była ona niemożliwa.
Dzisiaj przypomniałam sobie o "Kamieniach". Przygotowałam przekąski, usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam oglądać ukochaną lekturę.
Owsianka- wielu osobom kojarzy się z przykrym obowiązkiem z dzieciństwa. Mi nikt nie kazał pić mleka, ani jeść zup mlecznych. Ja je uwielbiałam. I wciąż lubię. Niestety jest to zabójcza miłość, bo od mleka robi mi się wysypka na ramionach. Próbowałam je odstawiać, zastępować napojami sojowymi, ale zawsze do siebie wracaliśmy.
Wasz romans może być mniej dramatyczny. Musisz tylko przestać kojarzyć owsiankę z kaszanką (to mój brat), czy owsikami i zrobić z niej małe, pyszne dzieło.
Miesiąc temu zgubiłam się jeżdżąc rowerem. Odcięta od internetu i hałasu usiadłam na trawie i spontanicznie spisałam "majowe nadzieje". Przyszedł czas na przyznanie się co mi wyszło, a co nie.
1. Mieć 3 z fizyki i matmy
Wiem, że to powinien być raczej plan na czerwiec, ale jednak zagrożenie z fizyki szybciej mnie zmotywowało. Tylko teraz nie wiem, czy mogę zadanie odhaczyć, bo obecnie moja sytuacja wygląda pięknie. Pytanie- jak bardzo się zmieni po wynikach egzaminów?
Jak już wczoraj pisałam, wydostałam się męczącej mnie od tygodnia rutyny. Znowu jestem pełna endorfin. Dzisiejszy dzień był idealny. Ludzie, pogoda, jedzenie- wszystko mi sprzyjało. Zostałam obudzona przez młodszego brata (l. 2) o 7, bo stwierdził, że to najlepsza pora na wciskanie mi do buzi butelki powtarzając "Pić. Marta pij". Mimo to wstałam uśmiechnięta, myśląc, że to będzie cudowny dzień. Odsłoniłam okno i byłam już pewna. Białe obłoczki na błękitnym niebie nie mogły zwiastować niczego innego.
Prawdę mówiąc nie wiem nawet, czy maj już się skończył. Uwielbiałam ten miesiąc. Aż zaczęły się egzaminy semestralne. Straciłam chęć do wstawania z łóżka. Nie wiem dlaczego tak na nie zareagowałam. Niepotrzebnie chciałam dopasowywać swoje życie pod nie. Nigdzie nie wychodziłam, porzuciłam swoje fitnessowe wyzwanie i dużo innych pożytecznych rzeczy wymawiając się brakiem czasu. Siedzenie przez cały dzień w domu wcale mi nie pomogło. Udawałam przed samą sobą, że się uczę. Górka papierków po czekoladkach rosła. Wyrzutów sumienia również. Nie wspominając o liczbie zrobionych selfie z kalkulatorem, liczydłem czy sinusem :D
Jeszcze prostsze, jeszcze tańsze, jeszcze piękniejsze...
Dzisiaj pokażę jak zrobić wazon w 2 krokach.
Od wizyty w miejscu, które zaraz zobaczycie minęły już 2 tygodnie. Wybierając zdjęcia do tego wpisu ponownie przeniosłam się nad Ren, do Alzacji- krainy średniowiecznych miasteczek. Było nam dane zwiedzić tylko jedno z nich. Strasburg słynący z europarlamentu i katedry. Tego pierwszego nie zobaczyłam nawet z zewnątrz, ale wejścia do przepięknej, gotyckiej świątyni nie mogłam sobie odpuścić. Nawet mimo tego, że nie było jej w programie zwiedzania. Tę architektoniczną perełkę zostawiam na koniec.
Plac Gutenberga, jego pomnik, karuzela, a w tle katedra. |
Były Niemcy, Francja, Szwajcaria czas na resztę Europy! Na pewno za parę lat zakładka "podróże" będzie nią wypełniona. Ostatnio zadowoliła mnie jej miniaturowa wersja. Zapraszam na fotowycieczkę po Europa-parku!
Ren to całkiem duża rzeczka przepływająca przez 6 państw. W ciągu tygodnia miałam okazję znaleźć się na terytorium trzech z nich. Dziś opowiem co widziałam nad brzegiem Renu w kraju czekolady, sera i scyzoryków!
Wypoczęta po podróży i pierwszym dniu w Niemczech z samego rana udałam się na pyszne śniadanko. Zjadłam muesli z truskawkami. (Te owoce były wszechobecne w domu, w którym mieszkałam!). Pełna sił poszłam z moją niemiecką koleżanką na przystanek. Autobus, którym jechałyśmy nie wyglądał jak nasz publiczny, raczej jak autokar. Na pewno dużą jego zaletą jest to, że można się w drodze zdrzemnąć. Gdy dojechałyśmy do Einstein Gymnasium okazało się że jako nieliczne wybrałyśmy ten środek transportu. Na szkolnym dziedzińcu stało kilkaset rowerów!