Gdybym dzisiaj zapytała dzieci z pierwszej klasy podstawówki z czym kojarzy im się słowo Disney, to jestem prawie pewna, że powiedzieli by: Hannah Montana, Czarodzieje Wavecośtam, czy wymienili inny sit-com. To jest chyba najbardziej denerwujący gatunek filmu. Naprawdę nie potrzebuję podpowiedzi, żeby wiedzieć, w którym momencie mam się śmiać...
Nie mogę się pogodzić z tym, że marka, którą zawsze kojarzyłam z pięknymi bajkami, dziś produkuje takie gówno. Pan Disney przewraca się w grobie, albo kostce lodu.
Podobno wstępy mają zachęcać do przeczytania reszty. Patrzę na swoje i mogę tylko poradzić- pomińcie je :D
Ostatnio znowu zaatakowały mnie wirusy i ostatnie kilka dni spędziłam w łóżku. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy chcieli być chorzy, żeby nie iść do szkoły. Przecież to jest nieprzyjemne. Ból gardła, głowy, zatok, mięśni- do wyboru, albo wszystko razem; męczący kaszel, zasmarkane chusteczki wkoło i ciągłe zmęczenie. Czy to nie za duża cena za kilka dni bez twarzy ukochanych nauczycieli? Potem jeszcze trzeba przepisywać notatki, których nikt nie robi.
8 miesięcy temu dałam mojemu internetowemu dziecku na drugie imię nazwę hormonu szczęścia i tym samym zobowiązałam się do ograniczenia marudzenia, dlatego już kończę i teraz powiem coś miłego. (Mogłabym też kiedyś zobowiązać się do pisania krótszych zdań -.-). Jedną z moich ulubionych bajek z dzieciństwa jest Pollyanna.
Co roku postanawiam, że będę się uczyć słówek. Faktycznie przez pierwszy tydzień mi się udaje i wieczorem otwieram słownik i uczę się pięciu wyrazów. Prowadzę nawet specjalny zeszyt, w którym je zapisuję. Po tygodniu jednak zauważam ze zdziwieniem, że nie pamiętam słówek z pierwszego stycznia i że to wszystko nie ma sensu. Za rok się uda.
Pani od angielskiego w podstawówce poleca subskrypcję angielskich słówek na maila. Na pocztę z domeną "amorki" przychodzą one do dziś. Dziś powinnam umieć ich około 3300. Muszę dodawać, że nie umiem?
Uciekł mi tramwaj. Muszę poczekać 7 minut na kolejny. Spóźnię się. Cóż, dzisiaj szczęście mi nie dopisało. A może wręcz przeciwnie? 2 miesiące na tym przystanku było ciemno i zimno. Teraz słońce jest wysoko i delikatnie ogrzewa moją twarz. We włosach czuję łagodny powiew wiatru. Mogę się martwić, że znowu się spóźnię, poprzeklinać na MPK, ale to niczego nie zmieni.
Ale mogę też o tym nie myśleć i skupić się na chwili. Pięknej chwili, choć niby takiej zwyczajnej. Tłum ludzi przechodzi przez ulicę, inny wychodzi z podziemnego przejścia. Pani rozdaje gazety. Ja siadam na ławce i patrzę w słońce. Cieszę się, że wiosna zrozumiała błąd, który zrobiła rok temu i zamiast się spóźniać, już teraz walczy o władzę z zimą.
Chwila. Uroku dodaje jej soundtrack z Opowieści z Narnii, który właśnie włączył się w odtwarzaczu.
To było bardzo miłe 7 minut. Jestem z siebie dumna, że zamiast tradycyjnie zrobić zdjęcie i pokryć je filtrem, wyciągnęłam notatnik i zatrzymałam tę chwilę w inny sposób.
Następnego dnia już się nie powstrzymałam :D |
Homo sum; humani nihil a me alienum puto.
Znowu się spóźniłam. Pewnie będzie się mścił. Siadam na zielonym, dziwnie powyginanym fotelu. Odchylam głowę do tyłu. Moje oczy oślepia światło. Wsadza mi coś do buzi i mówi "wdech". Posłusznie wykonuję polecenie. Au, nie sądziłam, że wdech tak boli. Wydech, wdech, au, wydech, wdech, au. Nagle pół mojego grymasu na twarzy drętwieje. Teraz coś zaczyna wysysać moją ślinę, przy okazji wsysając część mojego języka. Widocznie nie jest to wystarczające, bo obok tajemniczego kabelka pojawia się wata. Dużo waty. Nigdy nie wsadziłabym sobie tam waty! A najgorsze dopiero przede mną.
Wrocław to piękne miasto, a zarazem miasto niezwykłe. Przez wieki należało do Piastów, Czech, Austrii, Prus (później Niemiec), by znów znaleźć się na mapie Polski. Bogata historia miasta przekłada się na jego wizualną atrakcyjność. Wrocław skrywa w sobie wiele skarbów i jest bardzo fotogeniczny. Wciąż istnieje bardzo dużo miejsc, w których jeszcze nie byłam. Staram się powoli go odkrywać i wszystko dokumentować.
Przyjaciele śmieją się, gdy idąc przystaję z tekstem "zrobię zdjęcie na insta". Część z nich publikuję, inne zostają w czeluściach telefonu. Przedstawiam małą kolekcję moich kwadratowych zdjęć. Zapraszam na krótką podróż po bardziej i miej znanych miejscach w mieście.
Od 8 dni znowu czuję, że żyję. Żyję, tak jak lubię. Na szczęście udało mi się nie popełnić tego samego błędu, co w Święta i nie rozleniwiłam się. Za to zrobiłam kilka rzeczy, na które wciąż brakowało mi czasu w roku szkolnym. Poniżej krótkie foto-podsumowanie.
Zdrowe odżywianie
Może wydawać się dziwne, że nie mam na to czasu, ale jednak zazwyczaj rano nie mogę poświęcić kilkudziesięciu minut na znalezienie przepisu, kupienie składników i przyrządzenie czegoś.
Zaczęłam od zakupów. Zaopatrzyłam się w jogurty naturalne, płatki owsiane, muesli, owoce, zieloną herbatę i kaszę jaglaną. Z tych składników składało się prawie każde moje śniadanie i kolacja.