Zdjęcie pochodzi z dawnych czasów, gdy podczas Świąt padał śnieg, po wieczerzy wigilijnej były prezenty, a zaraz potem- kolędowanie. Ta tajemnicza nazwa oznacza tradycję, wedle której przebrane dzieci (ja zawsze byłam pastuszkiem, albo murzynkiem (!), a jak byłam malutka to strasznie się bałam śmierci z kosą) chodzą do okolicznych domów, śpiewają kolędy, mówią wierszyki, składają życzenia i dostają za to cukierki i drobne pieniądze. Zjawisko to jest dalej obecne w niektórych miejscowościach. Z przykrością stwierdzam, że nie we Wrocławiu, bo "wypłata" była warta chodzenia dwóch godzin w ciemnościach, po mrozie, w śmiesznych czapkach znalezionych w dziadkowej szafie.
Obawiam się, że moi drodzy czytelnicy, że jesteście zbyt najedzeni by teraz wyjść z domu i zacząć śpiewać. Ale zawsze możecie to zrobić próbując dziesiąty dziś kawałek ciasta, najlepiej w rodzinnym gronie. Albo przynajmniej puścić w tle podczas lajkowania życzeń na facebooku. Polskie kolędy są wspaniałe. Tylko u nas można je śpiewać aż do 2 lutego. Przedstawiam moje ulubione.
Bóg się rodzi
Miejsce pierwsze! Ulubiona od lat. Już w listopadzie chciałam ją śpiewać jadąc na rowerze. Nigdy nie próbowałam nawet nauczyć się czytać nut, więc ciężko mi powiedzieć co ma takiego w sobie, że ją uwielbiam. Ale melodia jest cudowna, niemonotonna, a przejście z "Ma granice nieskończony" do "Wzgardzony okryty chwałą" w dobrym wykonaniu czasem powoduje u mnie ciarki.
Idealna wersja według mnie: sopran i skrzypce. Szukałam, nie znalazłam. Najbliżej mojego ideału jest Alicja Węgorzewska, ale wciąż za nisko. Jako że jest to najpiękniejsza z kolęd (w dodatku napisana przez Polaka) to wrzucam aż trzy wersje, bo jej nigdy dość.
"Ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice nieskończony"
ze wszystkich środków stylistycznych najbardziej lubię oksymorony!
Gdy się Chrystus rodzi
Pamiętam jak się wydzierałam na mojej pierwszej pasterce "Gloria! Gloriaa! In excelsis De-e-o". Mogłam nie spać po północy i głośno śpiewać. W dodatku nie po polsku. Na szczęście orkiestra zagłuszała moją muzyczną rebelię.
Idealna wersja dla mnie to ta z organami, ale nie znalazłam takiej. Zakopower też dobry.
Wśród nocnej ciszy
Po dwunastu latach wciąż najbardziej lubię tę kolędę śpiewaną przez Arkę Noego. Szczególnie początek.
Aniołek maleńki jak wróbelek
Tę pastorałkę umieszczam z dedykacją dla mojej mamy, która śpiewała ją cały grudzień przygotowując jasełka. Niestety nie znalazłam wersji, w której śpiewa Miś i Margolcia.
W żłobie leży
Po prostu lubię, a w wykonaniu Golec uOrkiestry lubię jeszcze bardziej.
Pójdźmy wszyscy do stajenki
Jak byłam mała, to wszyscy rówieśnicy ja lubili. Była nawet zwrotka o klockach lego dla Jezusa. Dlatego dziwnie się czuję, gdy śpiewa ją grupa ludzi nie będących dziećmi. Nie lubię gdy pojawia się na tablicy w kościele, ale w nieco rockowym wykonaniu Ewy Farny brzmi naprawdę dobrze, nie nużąco i da się słuchać.
Gdy śliczna panna
Kolędy o malutkim Jezusku to zazwyczaj kołysanki, dlatego nie szczególnie lubię zarówno "Lulajże Jezuniu", "Jezus malusieńki", "Gdy śliczna Panna" i "Oj maluśki, maluśki"- chyba że wersję instrumentalną ze skrzypcami. Ale znalazłam ładne wykonanie "Gdy śliczna panna, lililililaaj" ; z przyjemnym teledyskiem. No i akcja szczytna.
Cichej Nocy nie będzie, bo za dużo jej w szkole.
3 komentarze
Fajny wspis i choinka w logu, ale zmień serduszka na uśmieszki! I Arka Noego rządzi!
OdpowiedzUsuńGdy się Chrustus rodzi i Gdy Śliczna Panna to moje ulubione :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój nowy, świąteczny nagłówek :)
"Aniołek maleńki jak wróbelek" tej kolędy nie znałam.
OdpowiedzUsuń