6092

By Marta Deląg - 20:08

Podobno wstępy mają zachęcać do przeczytania reszty. Patrzę na swoje i mogę tylko poradzić- pomińcie je :D

Ostatnio znowu zaatakowały mnie wirusy i ostatnie kilka dni spędziłam w łóżku. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy chcieli być chorzy, żeby nie iść do szkoły. Przecież to jest nieprzyjemne. Ból gardła, głowy, zatok, mięśni- do wyboru, albo wszystko razem; męczący kaszel, zasmarkane chusteczki wkoło i ciągłe zmęczenie. Czy to nie za duża cena za kilka dni bez twarzy ukochanych nauczycieli? Potem jeszcze trzeba przepisywać notatki, których nikt nie robi. 

8 miesięcy temu dałam mojemu internetowemu dziecku na drugie imię nazwę hormonu szczęścia i tym samym zobowiązałam się do ograniczenia marudzenia, dlatego już kończę i teraz powiem coś miłego. (Mogłabym też kiedyś zobowiązać się do pisania krótszych zdań -.-). Jedną z moich ulubionych bajek z dzieciństwa jest Pollyanna.
Grała w grę polegającą na znajdowaniu w każdej rzeczy, czegoś z czego można się cieszyć. Podała niefortunny dla polskich czytelników przykład kuli. Dostała je kiedyś z Koła Opieki, chociaż bardzo chciała otrzymać lalkę. Mimo wszystko cieszyła się, że kule nie są jej potrzebne. Wszyscy moi znajomi (ze mną włącznie) myśleli, że chodzi o kulki do zabawy, podczas gdy dziewczynka cieszyła się, że nie ma potrzeby używania kuli inwalidzkich. (Taka dygresja na wypadek, gdyby ktoś też nie ogarnął.)


Idąc za przykładem książkowej bohaterki znalazłam dwie rzeczy, za które mogę być wdzięczna chorobie.

1. Czas na rzeczy, na które nigdy nie mam czasu (bo nie chcę)
Czyli na te wszystkie rzeczy, podczas których nie trzeba używać mózgu. Heloł, jestem chora i nie mam siły myśleć. Obejrzałam kilka pustych seriali, vlogów jeden film, kilkanaście teledysków muzyków, których nie słucham, gdy nie muszę. Chciałam się zorientować w trendach w muzyce pop, ale one się chyba szczególnie nie zmieniają. 
korzyści:
Wiem, czego nie tracę
Zdobyłam "wiedzę" w nowej dziedzinie

2. Dziwne rozkminy
Jak już miałam dość punktu pierwszego, zamykałam oczy i odpoczywałam. Jednak mam wrażenie, że podczas choroby, choruje też moja wyobraźnia. Pozbawia mnie normalnych snów. Zimą przez kilka godzin kazała mi wyciągać liczby przed nawias i przekształcać wzory. Tym razem zamiast przywołać przed powieki obraz rajskiej plaży, zaczęła liczyć ile dni życia mi zostało. Spokojnie, tytuł posta to liczba dni, które przeżyłam. Dużo, prawda? 6092 dni. W tym pewnie z 200 straconych w łóżku przez choroby. A reszta? Czy dobrze wykorzystałam dany mi czas? I tak właśnie zamiast śnić o kokosach, zastanawiałam się, co znaczy "dobrze wykorzystać". Spędzić je ucząc się? Sprzątając? Pomagając innym? Bawiąc się? Rozmawiając? Jednoznacznej odpowiedzi nie znalazłam, ale sięgnęłam po telefon, zaliczyłam się do przeciętnego Polaka i policzyłam, że  mam przed sobą jeszcze ok. 30 tys. dni życia. Dużo? Nie sądzę. I dobrze! Dni każdego człowieka są policzone. To powinno pomóc nam docenić każdy poranek. Może zaczniemy go witać innymi myślami niż "za 12 godzin wrócisz pod ciepłą kołderkę i znowu odpłyniesz do krainy snu. Tylko przetrwaj tą paskudną szkołę, tych wszystkich wrednych ludzi, korki i brzydką pogodę."?


  • Share:

You Might Also Like

4 komentarze

  1. muszę sięgnąć po tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że się już lepiej czujesz? :)
    Też tego nie rozumiem, jak można chcieć być chorym.
    Książki nie czytałam ;)
    Jeśli chodzi o dziwne rozkminy, to ja mam je nawet, kiedy nie jestem chora xD a zwłaszcza ostatnio jakieś takie rozkminy mnie nachodzą.
    Świetny pomysł na tytuł posta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już dobrze, tylko kaszel i katar został
      Dziękuję :)

      Usuń
  3. świetny tytuł na posta ;) http://mania-maniaaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń