Dwie pomarańczowe teorie

By Marta Deląg - 18:57



Pomarańcze. Są takie ładne i smaczne. W tej porze roku ich nie brakuje, więc w ostatni wolny dzień zajadając się tymi cytrusami będę doszukiwać się ich filozoficznej głębi. Niestety pominę temat pomarańczowej skórki, zwanej ładniej lipodystrofią i teorii uwielbianej przez samotne nastolatki o dwóch połówkach.



Teoria 1 koszyk pomarańczy

To nie jest moja teoria. Przeczytałam ją kiedyś  tu i zapadła mi w pamięci. Wpis jakby napisany dla mnie. Zachęcam do przeczytania całego. Ja wyciągnę z niego tylko pomarańczową esencję i trochę przekształcę.


Każdy człowiek to pomarańcza. O chropowatej, pomarańczowej skórce. Niektóre są mniejsze, inne większe. Jedne bardziej okrągłe, inne mniej. Część ma brzydkie znamiona.
I to wszystko czego mogę się dowiedzieć tylko patrząc na cytrusa. Żeby poczuć smak pomarańczy muszę obrać skórkę. Żeby poznać charakter jakiejś osoby, muszę polepszać naszą relację.

Mój koszyk pomarańczy to bliscy mi ludzie. Żeby owoce nie zgniły muszę o nie dbać- mówić do nich, przytulić (nie za mocno, żeby się nie rozprysły), czasem wyprowadzić na dwór. Jednak niektóre owoce gniją obracając się w środowisku wydzielającym etylen, albo po prostu odchodzą do innego koszyka.
Jednak często pokazują się w nim też nowe okazy gotowe do obrania. Z czasem coraz bardziej ich przybywa. Przecież im więcej znajomych tym większy "fejm". Wrzucam owoce do koszyka. Więcej, więcej! "On mnie zaczepił, on polubił moje zdjęcie, on mówi mi cześć. To znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi." 

W rezultacie mam koszyk pełen pomarańczy. Czuję głód [rozmowy, zaufania, zabawy...]. Jednak nie mogę go zaspokoić, bo widzę tylko piękne pomarańczowe skórki. Nagle nie zrobię z prawie obcych ludzi przyjaciół. Rozrzucam owoce leżące na górze. Próbuję wyciągnąć te obrane. Zanurzam rękę w koszyku, ale nie mogę wyczuć obłego kształtu. Jest mi tylko coraz bardziej w nią mokro.

Tak kończą przyjaciele gdy się o nich zapomni i przygniecie nowymi znajomościami.

Teoria 2 Skórka

Nie lubię obierać pomarańczy. A jednak nigdy żadnej ze skórką nie zjadłam. 

Zacznę filozoficznie: życie jest jak pomarańcza. Nic łatwo nie przychodzi. Żeby poczuć jej smak, trzeba przebić się przez skórę niedogodności. Ale tak jak z pokrojonym ciastem w blasze, najtrudniej jest zrobić pierwszy krok- oderwać pierwszy kawałek.


Potem jest już coraz łatwiej, aż wreszcie mamy przed sobą piękny (w skórce wyglądał jednak lepiej)  gotowy do spożycia owoc. W pomarańczach raczej robaki się nie zdarzają, ale niektóre okazy chcą zapewnić przetrwanie gatunkowi gromadząc w sobie pestki. 

Nieco zawiłe dwa zdania można zastąpić prostym: początki są najtrudniejsze. 

Kiedy zaczynałam biegać nie potrafiłam biec dłużej niż 5 minut. Przeplatałam bieg z marszem. Wydłużałam czas tego drugiego, aż bez przerwy (i zadyszki) mogłam biec pół godziny. Z czasem pojawiły się jednak pestki- takie jak brzydka pogoda, czy brak motywacji.
Ale to tylko pestki. Można je wypluć, albo wyrzucić całą pomarańczę. Wybór należy do nas.

Patrzę na mojego 7 letniego brata uczącego się słówek. Problem sprawia mu zapamiętanie kilku, maksymalnie pięcioliterowych czasowników.
Po kilku latach małego, ale jednak obcowania z językiem szybko zapamiętujemy całe zwroty. I to nie zależy od wieku, bo zapamiętanie 10 słów po włosku zajęło mi chyba nawet więcej czasu, niż mojemu bratu. Tak samo mimo kilku tygodni zajęć, wciąż nie potrafię zapamiętać jak jest "przepraszam" po chińsku.


Miałam 5 lat, gdy znajomości zawierało się na placu zabaw tekstem: "Jak masz na imię?".
Dziewczynka w piaskownicy miała fajniejsze zabawki. Mi się nudziło. Przełamałam się w sobie. Podeszłam. Wypowiedziałam magiczne zdanie i fajne plastikowe zabawki odeszły na drugi plan, bo zyskałam koleżankę, z którą jeszcze nie raz się bawiłam. 

Mało jest rzeczy, które od razu się udają. Pamiętam łzy na zeszycie w wąską kolorową linię, gdy kazano mi używać pisanych liter. Pióro nie zostawiało śladu, tam gdzie ja chciałam. Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś będę mogła, a nawet musiała, czy o zgrozo- chciała zapisywać stronę zeszytu w kilka minut. I chociaż moje pióro wciąż chodzi koślawszymi drogami niż inne, to jednak niemożliwe dla 6 letniej dziewczynki stało się możliwe.

Ale zawsze trzeba przezwyciężyć jakiś trud. Czasem większy niż obranie pomarańczy.

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze