Wiedziałam, że kiedyś do tego
dojdzie. O moją uwagę i sympatię walczą, od kiedy tata przestał
mnie odprowadzać do szkoły. Obu ich bardzo lubię i cenię. Aczkolwiek nie kryję, że
czasem mam któregoś z nich porządnie dosyć. A teraz każą mi
wybrać. Jednego. „Trójkąty nie są dla mnie” usłyszałam od
T. Serce mnie boli, ale ich decyzja. Proszę bardzo, niech mnie
przekonują! Debatę czas zacząć!
R.: Hej, kochanie. Nawet nie wiem, jak
możesz się zastanawiać. Nasze rodziny znają się od zawsze. Twoi
rodzice jeździli z moimi na wycieczki w góry jeszcze „za
kawalera”. A pamiętasz moją babcię? Tę niską. Nie potrafiła
utrzymać równowagi bez podparcia. Ale twój tata w pewnym momencie
odkręcił jej boczne kółka, a ty uczyłaś się jeździć bez
nich. Pamiętasz tę piękną chwilę? Pierwszy poważny sukces zaraz po tym jak nauczyłaś się chodzić.
T.: Nie słuchaj go! Chce cię wziąć
na emocje. Pff, romantyk. Ja przynajmniej mam racjonalne argumenty.
Po pierwsze? Co to za miłość, jak nie potrafisz zapewnić jej
ochrony przez pół roku? Ze mną Martunia nigdy nie marznie i nie
moknie.
R.: Chyba, że nie przyjeżdżasz przez
pół godziny. Zaraz, ile razy ci się to w tym roku zdarzyło? 4?
Przy temperaturze poniżej zera? A nie, raz padał deszcz. A ja?
Nigdy się nie przyjeżdżam spóźniony, nie stoję w korkach, nie
trzeba się przesiadać.
Ale jak już zacząłeś o pogodzie, to
może też wspomnisz o luksusach, jakie zapewniasz latem? Darmowa
sauna i atmosfera jak w samym środku pogo.
A ze mną? Wiatr we włosach!
T.: Polemizowałbym czy wiatr we włosach
jest warty męczenia się jazdą pod wiatr. A to się zdarza o wiele
częściej niż moje spóźnienia... A Martauke wraca do domu jeszcze
bardziej mokra niż po spędzeniu godziny w upalne po południe w
tramwaju bez klimatyzacji.
R.: Takie zmęczenie przynajmniej ma
jakieś zalety. Moje Kochanie poprawi kondycję wyrzeźbi nogi i
pupę, w końcu schudnie...
M.: Dzięki.
R.: Ej, przecież wiesz, że dla mnie
jesteś najpiękniejsza i najdoskonalsza! Ale hasła ZDROWO i FIT dobrze się sprzedają. Tak samo jak
EKO i OSZCZĘDNIE. Gdybyś oddała swoje serce tylko mi, co miesiąc, za oszczędzone z biletu pieniądze, mogłabyś pójść do teatru. Albo kupić mi w końcu dzwonek.
T.: Żebyś jeszcze bardziej denerwował
ludzi?! Myślisz, że nie widzę? Jedziesz ulicą – kierowcy się
irytują, wybierasz chodnik – matki krzyczą, że zabijesz im
dzieci. Nikt cię nie lubi.
R.: Gdyby mój ród przestał być
dyskryminowany i zrobiono w końcu ścieżki rowerowe byłoby
zupełnie inaczej. Ale za to mogę zaoferować Marcie różnorodność.
Codziennie może jechać inną trasą i widzieć inne rzeczy.
Myślisz, że zdjęcia wrocławskich budynków tak często
pojawiałyby się na jej instagramie, gdyby jeździła tramwajem?
T.: Ja jej oferuję dużo więcej niż
robienie zdjęć. Może spokojnie usiąść, zjeść, przygotować
się na lekcje, poczytać książkę. Aż dziwne, że jeszcze nie zrobiła listy rzeczy, które robi spędzając czas ze mną.
R.: Na szczęście wymyślono coś
takiego jak audiobooki.
T.: Słuchaj sobie audiobooków jadąc
kontrapasem kończącym się na środku ulicy. Ja Martuni zeskrobywał z ulicy nie będę.
M.: Chyba już wystarczy.
Muszę iść do szkoły. Decyzję
przekażę wam jak wrócę. Poczęstujcie się paluszkami i bądźcie
dla siebie mili.
Naprawdę chciałabym wydać obiektywny
wyrok, ale to właśnie tu i teraz natchnęło mnie, żeby go
napisać. W miejscu, w którym stoję od pół godziny, bo ustąpiłam
miejsca starszej pani myśląc, że do przesiadki i tam mam tylko dwa
przystanki. W rzeczywistości od trzydziestu minut nie dotarłam
nawet do pierwszego. Ściśnięta między kaszlącą kobietą, a
chłopcem, który próbuje zobaczyć, co piszę. Zniechęcona do
czytania Lalki, bo nie łatwo przewracać strony tej cegły trzymając
się jedną ręką żółtej rurki i usiłując dokończyć jedzenie
marchewki. Żeby zdrada nie bolała za mało, T. postanowił zesłać
na mnie uroczą panią Kanar, która zwracając się do mnie per „pani
Martusiu” ze smutnym uśmiechem wypisuje mi mandat za brak karty
miejskiej. Wyjęłam ją, bo przecież cały tydzień jeździłam
rowerem.
0 komentarze