24 godziny w Wilnie - fotoreportaż

By Marta Deląg - 20:47



Co można zrobić w dobę? Można cały dzień przespać albo od wschodu do zachodu słońca nie opuszczać wirtualnego świata. Można też zwiedzić Wilno!

Przyjeżdżamy o północy. Szybko przechodzimy przez pusty most kolejowy i szukamy naszego hotelu. Znalazłyśmy! Za to w recepcji nie znaleźli naszej rezerwacji na pokój z dwoma łóżkami. "Został nam tylko apartament małżeński". Bierzemy! Zyskałyśmy godzinę przekraczając strefę czasową. Pozwalamy więc sobie się wyspać.
Gdyby nie zmęczenie 19 godzinną podróżą pewnie długo nie zasnęłabym na okropnie miękkim materacu "małżeńskiego" łoża.

Wstajemy i idziemy szukać jedzenia oraz centrum miasta. Naszym sposobem kierujemy się "na wieżę". Tym razem ten pomysł nie działa. Zamiast do monumentalnej dzwonnicy katedry, albo chociaż ratuszowej wieżyczki, dochodzimy do ... wiejskich domków.



Zmieniamy kierunek i trafiamy do marketu "Iki". Bingo! Kupujemy śniadanie i idziemy dalej. Widzimy flagę Wilna powiewającą na klasycystycznym budynku. To Ratusz. Ale plac przed nim chyba nie może być Rynkiem, bo nie ma tu żywej duszy.

Wewnątrz znajduje się informacja turystyczna. Tradycyjnie bierzemy darmową mapkę, z której i tak nie będziemy korzystać.


Byłam pewna, że z Wilna przywiozę mnóstwo zdjęć uroczych uliczek, przy których mieszczą się kameralne kawiarnie, a może znajdę też ślady Mickiewicza i Jagiellonów.
Trochę błąkałyśmy się po centrum, ale jedynym zdjęciem, które choć trochę przedstawia "uroczą uliczkę" jest to:


Idziemy dalej, szukając Ostrej Bramy. Natrafiamy na synagogę. Dzwonimy dzwonkiem. Otwiera nam starszy pan. Niestety nie mówi po angielsku, ale wpuszcza do środka. Chociaż z zewnątrz wygląda niepozornie, w środku jest bardzo ładna. 
Myślimy, że zobaczymy jeszcze wiele żydowskich świątyń dzisiaj. Okazuje się, że ta jest jedyną ze 110, która przetrwała Holocaust!




Dalej szukamy Tej co w Ostrej świeci bramie. Zamiast niej znajdujemy pisankę. Pierwszego dnia lipca.


A potem barokowy kościół.


Gdyby nie turyści, na pewno minęłybyśmy sławną bramę. Od strony ulicy wygląda bardzo niepozornie. Ale wystarczy przez nią przejść, żeby zobaczyć lepszą metamorfozę, niż te na tablicy Chodakowskiej.  Co ciekawe - jest to jeden z nielicznych obrazów Matki Bożej namalowany bez Dzieciątka. 


Nie musimy iść daleko, żeby się znaleźć w  bogato zdobionej cerkwi św. Ducha. W samym centrum znajduje się baldachim (przepraszam za brak fachowego słownictwa), a pod nim 3 ciała przykryte kocem . Przynajmniej tak to wygląda. Doczytałam, że w podziemnej krypcie można  pomodlić się przy zwłokach trzech świętych prawosławnych – Jana, Eustachego i Antoniusza. Ale nigdzie nie mogę znaleźć informacji po co ta imitacja (?) ciał w centrum świątyni.


A tu kolejny barokowy kościół. Dużo ich mają :)


Chcemy dojść do katedry. Miła mieszkanka Wilna proponuje nam, żebyśmy pojechały autobusem. Trafił nam się rozklekotany vintage model.

Dojeżdżamy do centrum handlowego i w końcu czujemy się jak w stolicy. Oczywiście zakupoholiczki z nas żadne, więc tylko jeździmy po ruchomych schodach i robimy zdjęcie. Bo ładniej niż w Dominikańskiej.



Już z daleka widać dużą wieżę i ładny, biały budynek obok niej. Według mapy tu powinna znajdować się Bazylika Archikatedralna św. Wacława i św. Stanisława. Ale żadnych gotyckich gmachów w polu widzenia. Nie, to nie możliwe! Przecież w ani jednym europejskim mieście nie widziałam klasycystycznej katedry! Tak wyglądają opery, panteony, teatry, ale nie katedry! A jednak.





Archikatedra robi na mnie duże wrażenie. Jest piękna. Zarówno "z wierzchu" jak i w środku.


W końcu znalazłam też ślady polskości! Jedna z kaplic jest poświęcona Jagiellonom. To tu znajdują się groby Aleksandra Jagiellończyka, Elżbiety Habsburżanki, Barbary Radziwiłłówny oraz serce Władysława IV Wazy.

Podsłuchałam (w tym czasie oprowadzana była polska grupa), że wiele innych polskich śladów w postaci pamiątkowych tablic usunięto.



Dowiedziałam się też, że archikatedra jednak była kiedyś gotycka. A nawet renesansowa i  barokowa. Niestety żywioł potraktował zbyt dosłownie słowa Adama Asnyka:
"Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,"

I żarzący się ogień strawił oznaki dawnych epok.

Ale obecna wersja jest naprawdę przepiękna. Żałuję, że nie zrobiłam więcej zdjęć.

Znalazłyśmy królów, więc czas na zamek!
I tu się znowu trochę rozczarowałam, bo nikt nie wiedział, gdzie jest "castle", pokazywali nam tylko tę małą "tower" na górze.



Chociaż wieża nie była tym, czego oczekiwałyśmy, wdrapałyśmy się na Górę Giedymina. Widoki okazały się warte wspinaczki. 

To jest Wilno, którego nie obejmuje mapka z informacji turystycznej.


A to Stare Miasto, które z góry wygląda właśnie tak jak wyobrażałam sobie to miasto, kiedy planowałam tę wycieczkę.




Widać stąd też Górę Trzech Krzyży. Koleżanka - miłośniczka Wilna - twierdzi, że widok z niej jest nawet lepszy niż z Góry Giedymina. Ale najbardziej poleca Wieżę Telewizyjną:



Schodzimy na dół do parku z fontanną, która co kilka minut zaczyna tańczyć do arii operowej.


A potem wracamy do centrum, tym razem pieszo...



Nie wiem, czy lustrzane tablice "Konstytucji" w kilkunastu językach są tu umieszczone na stałe, ale inicjatywa bardzo mi się podoba!

A to jedno z niewielu wspólnych zdjęć z Kaliną z tych wakacji.


Uniwersytet Wileński - to tu studiował Juliusz Słowacki i mój ukochany Adam Mickiewicz. Nie zwiedzałyśmy, bo szkoda nam było czasu, a pan sprzedający bilety nie umiał odpowiedzieć, czy w środku znajduje się coś wartego zobaczenia.


Jak już jesteśmy przy twórcy najlepszej z lektur (tzn. "Dziadów"), to muszę skrytykować Wilno, albo siebie, bo nie dostrzegłam zbyt wielu śladów wieszcza, dla którego to miasto podobno wiele znaczyło. Najbardziej irytujące jest, że nie można zobaczyć celi w której więziono Mickiewicza i w której rozgrywa się trzecia (najlepsza) część "Dziadów". Jest tylko brzydka tabliczka.

Niby obok postanowiono budkę, w której stworzono celę Konrada, ale to trochę tak jak zabronić wejścia do Katedry Wawelskiej, ale postawić przed nią sztuczne groby królów.

Teraz, szukając informacji o śladach Mickiewicza w Wilnie, dowiaduję się, że brzydki pomnik, któremu zrobiłam zdjęcie i nie zamierzałam umieszczać na blogu - przedstawia właśnie młodego Adama!




Niedaleko Ostrej Bramy zatrzymujemy się na obiad. Kalina zamawia wodę z warzywami (tzw. zupa wegetariańska) i naleśnika z serkiem wiejskim i szpinakiem. Z czym był mój naleśnik nie pamiętam, ale na deser wzięłam kakaowego pancake'a z lodami czekoladowymi. Polecamy to miejsce, bo ceny są konkurencyjne (okazało się Wilno nie jest takie tanie jak myślałam. Na Litwie płacą w euro.), a wszystko bardzo smaczne (chociaż nie mogę uwierzyć w zachwyty nad "zupą").


Dalej chodzimy już bez konkretnego celu. Chcemy znaleźć trawę i się zdrzemnąć (tak jak pod złotym aniołem w Berlinie). Tym razem trafia nam się jeszcze lepsza miejscówka, bo z pięknym widokiem.




Koniec leżenia! Idziemy dalej szukać...


kolejnego miejsca na odpoczynek. Jednak cały dzień spacerowania staje się odczuwalny dla naszych stóp. Na całe szczęście mogłyśmy zostawić bagaże w hotelu po wymeldowaniu.

Ten kościół widzimy po raz trzeci. To chyba znaczy, że kręcimy się w kółko...


Jak już tu jesteśmy, to korzystamy z okazji i odpoczywamy chwilę w tym ładnym parku z fontanną. Długo nie leżymy, bo zaraz na trawie obok nas kładą się młodzi Litwini i robią zdjęcia. Też im robimy i idziemy dalej. Oglądamy grających w szachy panów, z którymi chwilę rozmawiamy po niemiecku. Potem pijemy ze śmiesznego wodopoju na placu zabaw i kręcimy się na fantastycznej karuzeli. Nawet rzeźby tam nadają się do zabawy!
Ogród Bernardyński to moje drugie ulubione po archikatedrze miejsce w Wilnie!


A jak już o niej mowa - podczas zachodu słońca jest jeszcze piękniejsza!


Jeszcze trochę chodzimy. Palce mnie już jednak bolą od robienia zdjęć, ale dokumentuję wszystkie napotkane "asy" i inne wileńskie osobliwości, bo wpadam na pomysł wpisu na Fabrykę. Ciężkie jest życie blogerki.

Wracamy po bagaże, idziemy na zakupy ( mają gruszkowe Sommersby!) i wracamy na dworzec tym samym mostem, którym dobę temu lekko przestraszone szłyśmy do hotelu.

Wilno przywitało nas ciemnością i pustką, ale żegnało pięknym zachodem słońca...



I wschodem księżyca w pełni....


  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze