Fortyfikacje MRU to największe istniejące fortyfikacje w Europie. Ich ogólna powierzchnia wynosi 8 tys. km2, a długość przekracza 30 km. Sięgają nawet 45 m pod poziom ziemi. Były zaopatrzone w wodę, prąd, żywność i amunicję. A wybudowanie ich zajęło Niemcom mniej czasu niż Polakom autostrady. Jakości nawet nie będę porównywać. Obecnie mieści się tu największa w Europie Środkowej zimowa kolonia nietoperzy- 32. tys. osobników! Jeżeli te fakty i ilość wykrzykników nie zrobiły na Tobie wrażenia nie czytaj dalej.
Na mnie zrobiły, dlatego przejeżdżamy 100 km, by dotrzeć do Pętli Boryszyńskiej. Głodni idziemy do budki BunkierKingu i w oczekiwaniu na oprowadzanie zajadamy się fast foodami. To prawdopodobnie mój pierwszy hamburger w życiu ;)Przychodzi przewodnik- długowłosy Adam. Z pierwszym zdaniem, które wypada z jego ust, wiem, że należy do typu ludzi, których uwielbiam- pozytywnych, pewnych siebie i cieszących się życiem pasjonatów. Od razu widać, że zna te podziemia jak własną kieszeń i potrafi o nich mówić godzinami. Zaopatruje nas w latarki i schodzimy pod ziemię.
-Proszę trzymać się grupy, bo tu już zasięgu nie ma, a wyjść stąd samemu graniczy z niemożliwością-ostrzega.
15 minut później mam zrozumieć, że jego słowa nie są przesadą.
Na początek krótki wykład przy mapie tłumaczący po co w ogóle te podziemia. Okazuje się, że Niemcy budowali je w latach 30-tych XX wieku, w tajemnicy bojąc się ataku Polaków na Berlin. Niemcy bojący się Polaków?! Hitler planował atak na Francję, by odzyskać Alzację i Lotaryngię. W związku z tym, że Polska była sojusznikiem Francji i w razie walki stanęła by po jej stronie, Niemcy bali się wojny na dwa fronty i zaczęli budować szereg umocnień.
Przechodzimy do kolejnego pomieszczenia. Tu znajduje się wyjście awaryjne. Szybkie opuszczenie obiektu nie jest jednak łatwe, bo trzeba pokonać kilkumetrowe warstwy drewna, piachu i cegły. Dalej widzimy koszary z trzypiętrowymi pryczami. Na jedną, pojedynczą przypadały 3 osoby!
nadal chcesz narzekać, że dzielisz pokój z rodzeństwem? |
Okazuje się, że da się zejść jeszcze niżej! Schodzimy po chodach 18 metrów w dół.
Wchodzimy w wąski korytarz, w ścianach otwory. Pada pytanie "po co one są?". Odpowiedź nieco zaskakująca "aby wysadzić obiekt, gdyby dostał się na jego teren wróg". I tak w kilka sekund można zniszczyć pracę wielu ludzi, która na pewno kosztowała nie małe pieniądze, tylko po to by nikt inny nie mógł jej przejąć. Wydaje się logiczne, ale chyba nie każdy mógłby się zdobyć na taki krok. Idziemy dalej i tu zaczyna się labirynt. Wszystkie tunele wyglądają identycznie. Co więcej są połączone w specjalne trójkąty. Możemy wejść w tunel po lewej, a wyjść tym po prawej. Co ciekawe po przejściu takiego trójkąta mało kto zauważa, że powróciliśmy do punktu wyjścia.
"Widzę, że masz popsutą rękę. Możesz zdecydować, w którą dziurę wejdziemy" |
W pewnym miejscu tunel się rozszerza. Na ścianie napis Banhof. Niektórzy dopiero teraz zauważają tory w podłodze. Po całym obiekcie jeździła kolej wąskotorowa. Mam okazję pociągnąć za zwrotnicę. Pyk! I zmieniłam kierunek torów. Jedną ręką! A ile razy widziałam gdy motorniczy męczyli się i szarpali ze zwrotnicami we Wrocławiu... Tu kolejne słowa uznania dla Niemców za jakość materiałów, z których wybudowali obiekt, który mógł (co zresztą się stało) szybko przestać im służyć.
-Zostały już dawno skradzione, ale zapach pozostał. Wejście na własną odpowiedzialność- informuje przewodnik.
W ścianach kolejne otwory, tym razem większe i równoległe względem siebie. I tu kolejny bardzo mądry pomysł. Gdyby zabrakło miejsca w magazynach, włożonoby w te dziury belki, zrobiono podłogę i byłaby nowa przestrzeń do zagospodarowania.
A co to?
Nie, nie jest to zamurowana część tunelu, gdyż on nawet nie powstał. Ale był w dalszych planach! Te 30 km fortyfikacji to tylko 30% tego co Niemcy planowali zbudować! Zostawiali więc takie wyłomy w miejscach, w których chcieli poprowadzić kolejny korytarz, gdyż cegłę łatwo było zburzyć.
Dochodzimy do pierwszego magazynu broni i amunicji. Tory kończą się metr przed drzwiami z wiadomego powodu :) Same drzwi były wykonane z drewna, żeby nie stawiały oporu w razie zapalenia prochów. Siła wybuchu rozeszła by się po korytarzu i nie zniszczyła magazynu. Pomieszczenia tego typu były budowane pod kątem ostrym względem tunelu, aby ewentualny wybuch nie rozwalił ściany, a skierował się tunelem. Mógł zabić ludzi będących w nim, ale przynajmniej nie uszkodziłby fortyfikacji. Obecnie w magazynie można zobaczyć 2 czołgi w skali 1:1 i informacje o innych zbrojnych pojazdach.
Kryjcie się! |
-Wejdziemy do jeszcze jednego magazynu, ale "dwójkę" lepiej ominąć...
-Dlaczego?
-Swojego czasu zjeżdżali się tam sataniści i odprawiali czarne msze. Oszczędzę państwu tego widoku i wejdziemy tu. Czy ktoś zauważył czym różni się to pomieszczenie od poprzedniego?
Przez środek magazynu ciągnęła się rynna. Amunicja była skrapiana wodą dla bezpieczeństwa. Po za tym pomieszczenie jest podzielone na dwie części. W jednej magazynowano głowice pocisku, w drugiej resztę.
Idąc dalej wzdłuż torów zastanawiam się jak wrócimy do wyjścia skoro przeszliśmy już ponad kilometr, a czas powoli się kończy. Nagle Adam zarządza eksperyment. Wyłączamy wszystkie latarki. Jest na prawdę ciemno.
-Tu jest jedno z niewielu miejsc w Polsce, w której panuje ciemność absolutna. Wzrok nie może się dostosować, nawet noktowizory tu nie działają, gdyż nie ma tu ani "grama" światła. Niesamowite uczucie. Przejście kilku kroków sprawia nam wiele trudności. Przewodnik opowiada o gupie ludzi, którzy wybrali się tu ze świecami, by napić się wina. Świece zgasły, a oni przez 5 dni byli uwięzieni w fortyfikacjach. Wydobyła ich ekipa ratunkowa, gdyż sami nie potrafili trafić do wyjścia. Trzymając się ścian znalezienie wyjścia jest na granicy cudu. Nieco lepszym sposobem jest wędrówka wzdłuż torów.
W tej ciemności nasuwa się jeszcze jeden wniosek- ludzie niewidomi mają tak całe życie.
Ostatnim miejscem, które widzimy jest studnia. Nawet dziś możemy z niej napić się wody.
Idziemy jeszcze kawałek, potem na górę i... przecież tędy wchodziliśmy! Gdy przewodnik pyta kto zorientował się, że zrobiliśmy kółko w górę uniosły się może dwie ręce.
Znowu za dużo napisałam, a i tak nie rozwinęłam wszystkich punktów, które planowałam. Może nikogo to nie zaciekawiło, bo cóż znaczą słowa- tam trzeba pojechać! Na mnie to miejsce zrobiło ogromne wrażenie. Trzeba było na prawdę wielu mądrych głów, by wszystko obmyślić i wykonać. Najśmieszniejsze jednak, że w 1945 r. Rosjanie przejęli te niezdobywalne wydawałoby się fortyfikacje w ciągu 3 dni, praktycznie bez walki.
Zdjęcie nieco wyrwane z kontekstu, pstryknięte w drodze powrotnej w Świebodzicach. To wciąż największy pomnik Chrystusa na świecie. |
0 komentarze