Ostatni wakacyjny weekend. Trzeba go dobrze wykorzystać- jedziemy w Karkonosze. Cel- Śnieżka!
Pogoda jest bardzo dobra na taką małą, rodzinną wycieczkę. Nie za gorąco, nie za zimno. Idziemy! Okazuje się, że jest więcej amatorów gór. Ciężko zrobić zdjęcie, żeby kogoś nie uchwycić. Ciężko nawet stanąć na ścieżce, by zawiązać buta. Kilka lat temu w wakacje nie było prawie nikogo. Z jednej strony jest mniej przyjemnie, z drugiej cieszy fakt, że ludzie wybierają nie tylko zagraniczne plaże, ale i polskie góry. Co prawda równie często co Polski słyszałam Niemiecki i Czeski.
Młodsi trochę marudzą, ale udaje się! Zdobywamy szczyt.
Na górze można zwiedzić przedsionek kościółka, ogrzać się w "talerzach" i coś zjeść.
-Ogrzać się? Przecież pisałaś, że jest ciepło.
mała różnica temperatur ;) |
Marta turystka! |
"to którędy?" |
Tata proponuje jeszcze, żebyśmy poszli zobaczyć skocznię narciarską. Odmawiam nieco zmęczona i nie zbyt zaciekawiona. Jednak po chwili wewnętrzny głos mówi "Znowu będziesz żałować, że czegoś nie zrobiłaś. Wyciskaj z chwili ile się da". Biegnę za nimi. Okazuje się, że na skoczni jest punkt widokowy.
ach te luksusy dla skoczków |
Podobno można stąd też skakać na bungee. Dopiero patrząc w dół i myśląc "wystarczy krok" po raz pierwszy uświadamiam sobie powagę mojego marzenia. Jednak straszniejsza wydała mi się myśl zjechania stąd na nartach. Przecież to jest prawie pionowe!
Góry żegnają mnie przepięknym zachodem słońca. Niestety zdjęcie przez okno w samochodzie nie wyszło. A tak ładnie zakończyłoby ten wpis :)
0 komentarze