W piątek byłam na koncercie Happysadu. Koncercie, na który czekałam kilka miesięcy. Koncercie, które kolejne kilka będę wspominać.
Mieliśmy jeszcze godzinę do koncertu.
Sala powoli się zapełniała, kilka razy skandowaliśmy "Happysad", ale scena nadal pozostawała pusta.
kochani <3 |
Słowne potyczki przerwał dym na scenie i przeraźliwy pisk. Zaczęło się!
I teraz mogłabym opisywać, równie szczegółowo jak wejście kobiet z cyckami, każdą piosenkę, ale lepiej zobrazują to zdjęcia. Jakość komórkowa, ale wspomnienia bezcenne.
Już po pierwszej piosence zrobiło się duszno. Do tego strasznie ciasno; ludzie przechylali się i przewracali, wbijali i ocierali swoimi spoconymi ciałami. Nie można było porozmawiać z osobą obok, bo muzycy hałasowali, a widownia wrzeszczała. Najgorsze, że wcale, nie łatwo było wydostać się z tego śmierdzącego środka parkietu. Co raz, ktoś organizował kółko i znowu było to pogo. Jeszcze więcej potu, jeszcze mniej włosów. Kilka razy myślałam, że straciłam zęby. Jednak udało mi się przepchać przez przepychających ludzi, potem przez oblegane schody... dotarłam do łazienki. Wytarłam zaparowane lustro i zobaczyłam obraz nędzy. Rozmazaną, spoconą, poobijaną i najszczęśliwszą na świecie dziewczynkę.
Usłyszałam dźwięki "Niezapowiedzianej" i znowu musiałam zrobić pożytek z moich łokci, by trafić w sam środek szalejącego tłumu.
"Owijam wokół palca wolny czas..." |
lubiłam je ;) |
0 komentarze