-Fuuu, Walentynki.

By Marta Deląg - 22:09

Dwa dni temu były Walentynki. Tak, wiem, szybka jestem. Wciągu tych dwóch dni mój blogowy czytnik zapełnił się wpisami o tym "święcie". Wieczorem było mi już od tego niedobrze. Nie od serduszek, różu i miłości, ale hejtów na owe rzeczy, które całą słodycz okryły goryczą.




-Kolejne niepotrzebne święto przywiane z zachodu.

-Komercja.

-Miłość powinno się okazywać codziennie, a nie tylko w Walentynki.

-Nie obchodzę Walentynek. To święto jest głupie.

I tak w kółko... 
Nie mogę się dopatrzeć celu tych wypowiedzi. Jeżeli jest Dzień Ziemniaka, Pluszowego Misia, Listonosza (to podobno dzisiaj) to co złego jest w Dniu Zakochanych? To tylko biedni chorzy psychicznie ludzie naćpani endorfinami. 
Może jestem za młoda, ale nie wierzę, że zakochane pary czekają aż do połowy lutego, żeby wyznać sobie miłość, kupić czekoladki i obejrzeć romantyczny film. Tego dnia tylko wszystko jest uwydatnione przez Komercję. Tak, tą samą, która poprzedza Boże Narodzenie, Dzień Dziecka, Babci, Taty, Ziemi... Tylko najbardziej czepiamy się jej właśnie 14 lutego. Bo na jeden dzień w roku zmieniana jest scenografia na różowo-czerwono-serduszkowo-różową (w kwiatowym znaczeniu). I to jest takie fu. W dodatku można spotkać tylu szczęśliwych ludzi. Ona trzyma różę. On trzyma jej rękę. Fuuu! 

Na szczęście znalazłam receptę na ten dzień: mierzyć z góry na dół wszystkie napotkane pary (niech im się zrobi głupio!) , napisać na wszystkich społecznościówkach, że dzisiaj to dla Ciebie tylko piątek, lajkować posty o podobnym przesłaniu, a potem użalać się nad swoją samotnością i mimo mokrej poduszki spróbować zasnąć. W końcu po północy zaczyna się Dzień Singla!
Jak już zauważyliście mam beznadziejny zapłon i z powyższych rad będę mogła skorzystać dopiero za rok, bo w Walentynki spotkałam się z byłą klasą i kilkoma innymi  ludźmi, zachwycałam pełnią księżyca oraz zjadłam dużo czekolady oglądając "Romeo i Julię"  i "Czas na miłość".


Zdecydowanie za dużo tego dnia się śmiałam i za mało narzekałam. Naćpałam endorfinami (jak ci zakochani idioci). Dlatego teraz hejtuję hejterów. Ale nie martwcie się. Już kończę, bo powyższy gif mnie denerwuje i nie mogę się skupić na literkach. 
W większości dzień św. Walentego krytykują osoby będące lepszą połową połówki pomarańczy, albo ludzie nieprzyznające się do bycia skarpetką, której druga połówka zaginęła w praniu. (Wybaczcie, jest późno.) Ale jak już znajdą tą drugą, to nagle różowy im nie przeszkadza, a i czekoladką w kształcie serca nie pogardzą. 
Ale nawet jeśli wciąż lubisz funpage "forever alone", nie masz powodów do zmartwień. Nie ty ulegasz komercji i  wydajesz pieniądze na misie z napisem "love" tylko ci idioci. Nie musisz wstydzić się za kultywowanie zachodnich tradycji i masz jeszcze ponad 4 miesiące do Nocy Kupały na znalezienie drugiej skarpetki.

  • Share:

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Nienawidzę walentynek, tyle tylko mogę powiedzieć, ciekawy blog, będę częściej;)
    zapraszam http://chmielublog.blogspot.com/2014/02/speniamy-marzenia.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do LBA:
    http://ksiazkitopasja.blogspot.com/2014/02/nominacja-do-liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam walentynki lubię, ale bez przesady. Masz racje miłość powinno się okazywać codziennie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja akurat hejtuję to "święto", chociaż w sumie masz rację z tym, że skoro są dni pizzy, misia, cokolwiek, to dzień zakochanych też musi być.
    Świetnie napisane :)

    OdpowiedzUsuń