Po dziwnym tygodniu wypełnionym wszystkimi możliwymi emocjami, ale żadnymi konkretnymi działaniami postanowiłam nie zmarnować kolejnego dnia. Zaczęłam od prostego postanowienia: przed 12 nie włączę wifi.
Zapomniałam wyłączyć budzik, więc zadzwonił o 5. Posłuchałam pięknej piosenki i spałam dalej. O 7 obudził mnie zapach kakao. Po zjedzeniu rogalików zrobiłam to, na co nigdy w tygodniu nie mam czasu, bo muszę zrobić rzeczy ważniejsze, tj. zobaczyć kto ma dość życia na snapchacie, kto nowe buty na instagramie i kto nowego partnera na facebooku.
Posprzątałam swój pokój. Ale najpierw uprzyjemniłam pobudkę sąsiadom słuchając nieco głośno albumu "What about now". Potem podlałam wszystkie kwiatki w domu, powycierałam kurze i poszłam biegać. Słoneczko i optymistyczna muzyka jeszcze poprawiły mój poziom endorfin. Dziwnie się czułam, bo zazwyczaj robię to z samego rana. Ale gdy wróciłam była dopiero 9. Większość moich znajomych nawet jeszcze nie wstała. Wypiłam dwie szklanki wody i zjadłam jabłko.
Posprzątałam swój pokój. Ale najpierw uprzyjemniłam pobudkę sąsiadom słuchając nieco głośno albumu "What about now". Potem podlałam wszystkie kwiatki w domu, powycierałam kurze i poszłam biegać. Słoneczko i optymistyczna muzyka jeszcze poprawiły mój poziom endorfin. Dziwnie się czułam, bo zazwyczaj robię to z samego rana. Ale gdy wróciłam była dopiero 9. Większość moich znajomych nawet jeszcze nie wstała. Wypiłam dwie szklanki wody i zjadłam jabłko.
Zrobiłam kilka zadanek z trygonometrii, załamałam się, zrobiłam jeszcze kilka i poszłam szukać w biblioteczce autobiografii Jana Pawła II. Usiadłam w mojej wielkiej pufie i czytałam o człowieku, który nie żałował żadnej chwili. Humanistyczne studia, praca w kamieniołomie, przystąpienie do tajnego seminarium podczas wojny, pierwsza parafia na wsi- za każdy okres swojego życia dziękował Bogu, potrafił go dobrze wykorzystać.
Lekturę przerwał mi dźwięk telefonu. Piętnaście minut później znowu korzystałam z pięknej, lutowej pogody. Naładowałam simsowy, zielony pasek "towarzystwo" do pełna.
Na krótko wróciłam do autobiografii, uzupełniłam poziom cukru kilkoma czekoladowymi ciasteczkami, a gdy to nie wystarczyło włączyłam komputer (było po 13) szukając jakiegoś prostego przepisu. Gdy ciasto się piekło przejrzałam kilka blogów, odkurzyłam i zdrzemnęłam się. Obudził mnie dźwięk upieczonego ciasta (no dobra, alarmu z piekarnika). Pozostało mi tylko rozpuszczenie najpiękniejszego wynalazku ludzkości do jego gęstej wersji alfa. Z przyjemnością wyczyściłam garnek po resztkach polewy.
W planach miałam naukę, ale czułam się trochę zmęczona. Nie byłam w szkole, żeby uczyć się, kiedy wiedza nie zamierza się przyswajać. Stwierdziłam, że moje humorki są przyczyną zastoju bloga. Tak więc teraz siedzę i piszę niezbyt kreatywny wpis o moim dzisiejszym dniu. Jest 16. Zrobię jeszcze coś co muszę, coś co chcę i coś co powinnam, a potem zastanowię się jak zakończyć ten wpis, żeby nabrał jakiejś głębi.
Lekturę przerwał mi dźwięk telefonu. Piętnaście minut później znowu korzystałam z pięknej, lutowej pogody. Naładowałam simsowy, zielony pasek "towarzystwo" do pełna.
Mam tylko jedno zdjęcie ze spaceru, ale za to jakie głębokie |
W planach miałam naukę, ale czułam się trochę zmęczona. Nie byłam w szkole, żeby uczyć się, kiedy wiedza nie zamierza się przyswajać. Stwierdziłam, że moje humorki są przyczyną zastoju bloga. Tak więc teraz siedzę i piszę niezbyt kreatywny wpis o moim dzisiejszym dniu. Jest 16. Zrobię jeszcze coś co muszę, coś co chcę i coś co powinnam, a potem zastanowię się jak zakończyć ten wpis, żeby nabrał jakiejś głębi.
* * *
Jest godzina 22. Wkrótce zakończy się dzień, który miałam w pełni wykorzystać. Poszło mi nie najgorzej. Kończąc swe dzieło "dla domu" umyłam podłogi. Potem spróbowałam ciasta. Robiłam je trzeci raz w życiu i znowu wyszedł zakalec. Kto wymyślił ciasta na śmietanie?!
Znowu otworzyłam Bloggera, ale na dokończenie tego wpisu było jeszcze za wcześnie, więc wzięłam się za inne. Może to jest plus tego beznadziejnego tekstu, że się wkręciłam w pisanie? Udało mi się też powtórzyć 79 podstawowych włoskich zwrotów i słówek i ok. 50 angielskich przymiotników.
Potem szukałam jakiegoś wiersza Baczyńskiego na konkurs i wstępnie recytowałam, ale byłam beznadziejnym królem z zatkanym nosem. Kiedy się w końcu odetkałam śpiewałam z mamą i telewizorem piosenki Osieckiej, potem spróbowałam oglądać "Admirała", ale po raz kolejny mimo ładnych zdjęć i pięknych strojów film o Rosji nie zdobył mojej uwagi. Za to zdobyły ją chipsy, rogaliki i hamburger w wykonaniu młodszego brata. Zbędnego tłuszczu z brzucha pozbyłam się podnosząc hantelki. Teraz przerzucam zdjęcia z telefonu i wykańczam owy wpis.
Myślałam, że to, iż upublicznię dziś prawie każdą wykonaną czynność zmotywuje mnie do działania (albo przynajmniej jedzenia) niosącego dumę, ale zamiast tego: wrzuciłam zdjęcie na instagram, dowiedziałam się, że wszyscy na snapchacie są pijani, przeczytałam co Kominek myśli o Flappy Bird i pobiłam swój niepobijany rekord w tej grze. Osiągnęłam tak wiele, więc mogę spać spokojnie.
3 komentarze
mmm jakie dobroci ;)
OdpowiedzUsuńcudowna piosenka <3
Super post, interesujący :D
OdpowiedzUsuńWow, bardzo fajny blog, super piszesz, aż chce się czytać mimo, że jest tego dużo ;D
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie na nowy post ;)
http://chmielublog.blogspot.com/2014/02/tylko-5-dni-zmiany.html