#happyholidays zamiast podsumowania lipca

By Marta Deląg - 21:55

Dopiero co się zaczęły, a już mniej, niż więcej, do ich zakończenia. Dopiero oglądając zdjęcia pocieszyłam się, że te wakacje nie przeleciały mi między palcami. Nawet jeśli na początku spędzałam je w mieście. Postanowiłam cieszyć się z każdego dnia i być wdzięczną za przynajmniej jedną rzecz, którą potem wrzucałam na instagram i tagowałam #happyholidays.
 W końcu ja i moi przyjaciele mieliśmy czas na nadrabianie straconych spotkań, testowanie wrocławskich lodziarni, wycieczki rowerowe i zakupy. W ogródku pojawiły się ulubione poziomki, a w lesie jagody. Szkoda, że wysypałam połowę jagód z wiaderka, ale z reszty robiłam koktajle i mrożone jogurty, które  były niezastąpione podczas upalnych Ferien auf Balkonien.






W drogę! Pojechałam z rodzinką nad jezioro Lgińskie. Co prawda nie jest ono zbyt duże, ale dzięki temu mogłam trochę odpocząć od zgiełku i hałasu. Na jeden dzień przyjechał też mój przyjaciel. Czas mijał mi na kąpielach, bieganiu, spacerach, pływaniu rowerkiem wodnym i czytaniu. Nie trafiliśmy z domkiem, w którym najpierw nie dało się wytrzymać z gorąca, a później nie było prądu, ale już wiemy gdzie zatrzymamy się następnym razem.



Po powrocie pojechałam na obóz w góry. Poznałam tam wspaniałych ludzi i nie piszę tego, bo tak wypada, ale rzadko mi się zdarza, że tęsknię, tym bardziej za kimś kogo znam tydzień, a tęsknię. Za nocnymi rozmowami przy kisielu, grą w karty, śpiewaniem happysadu na ulicy, rozmową o matematyce podczas chodzenia po górach (pozdrawiam Mikołaja), warsztatami makijażu, pleceniem wianków, "kąpieli" w "basenie", zjeżdżaniem na saneczkach, przejażdżką drezyną, zachodami słońca, tym cudownym jedzeniem (+2kg) i tysiącem innych momentów. Nawet za fankami k-popu ;)
W Jugowicach spełniło się moje małe marzenie. Pierwszy raz w życiu rozdałam cukierki na urodziny! W prezencie dostałam piccolo i 17 klapsów.

 

Niestety musiałam opuścić Jugowice przed terminem, żeby zdążyć do Kodnia na najpiękniejszy festiwal na świecie. To był mój czwarty Festiwal Życia i nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie na nim nie być. Planuję dłuższą notkę na ten temat, więc na razie musicie się zadowolić czterema zdjęciami, które niczego nie tłumaczą.

 W Kodniu zostałam jeszcze 2 dni, w tym jeden spędziłam nad Jeziorem Białym. Wróciłam do domu, tak jak jeszcze nigdy pkp. Po pierwsze punktualnie, po drugie miałyśmy z kuzynką cały przedział dla siebie. Tak, nienaruszona strefa intymna, wyjście do toalety bez przeciskania i spanie na leżąco! Przyznaję, byłam zaskoczona. Na zdjęciach śniadanko nad jeziorem, komfortowa 2 klasa, most w Warszawie i ilustracja do przysłowia "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej".


Miłych kolejnych 24 dni wakacji!
Chętnie przeczytam w komentarzach wasze wspomnienia i plany :)

  • Share:

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Tyle pyszności na zdjęciach *-* Cieszę się bardzo, że dobrze się bawisz :) Oby pozostałe tygodnie były równie udane, a nawet jeszcze lepsze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zdjęcia, wyglądają faktycznie jak "happy" wakacje :D

    OdpowiedzUsuń