Nie planowałam osobnego wpisu z tego wyjazdu. Nie zobaczyłam satysfakcjonującej liczby miejsc, a zdjęcia wyszły trochę smutne. Jednak gdy wczoraj chciałam pooglądać zdjęcia ze Szwajcarii, przypomniałam sobie, że zaginęły na popsutym dysku, który został wymieniony na nowy, piękny, świecący oraz bardzo czysty. I właśnie w takich chwilach doceniam moją Fabrykę Endorfin- archiwum pięknych chwili.
Myślę, że Poznań to całkiem ładne miasto, choć niekoniecznie w styczniu. Brakowało mi zieleni, słońca i błękitu na niebie (bezchmurnie zrobiło się dopiero po zachodzie słońca). Zobaczyłyśmy kilka ładnych budynków ( w tym teatr, w którym grała Anielka z "Jeżycjady", kolorową, uroczą Starówkę ze wspaniałym, ciekawie zdobionym Ratuszem i Stary Zamek, w którym większość sal była zamknięta, ale w jednej widziałyśmy całkiem ciekawą wystawę ludzików wyciętych z papieru. Nie zdążyłyśmy zobaczyć stukających się Koziołków, ale oglądałyśmy starsze modele w ratuszowym muzeum. W ramach obiadu zjadłyśmy urodzinową pizzę Miedzianowłosej Dziewczyny ze zdjęcia niżej. Gdy nie widziałyśmy już żadnych zabytków, zachwyciłyśmy się wystrojem niektórych knajpek i kawiarni. Wycieczkę zakończyłyśmy na Ostrowie Tumskim.
Ale żeby za 10 minut jazdy tramwajem płacić 1.50 zł?!
0 komentarze